Leave a CommentTu, gdzie niegdyś kwitł bez biały,
A niebo o świcie czerwony blask nosiło,
Swą cichą melodię nosił ptak mały,
I z kamiennej rzeki czystą wodę piło.
Choć była tu polana złotym mchem obsiana,
Kolorami tęczy, w cieniu słodkich słów,
Każdy wydech i wdech, dusza upadkiem skalana,
Dziś, niebo na pozór czarne, krwawi znów.
Ogień trawi to co ocalało nietknięte,
Co pozostało nam, to jedynie wiatr,
Wśród kości blade twarze ślepców przeklęte,
Są niczym szlak, wśród krwi i śmierci krat.
Szept słów nieznanych, niesione echem,
Potokiem z upadków i wzniesień ku śmierci, wrak
Bez duszy i ciała, z martwym na twarzy uśmiechem,
Upada pierwszy i ostatni, z krwi Adama brat.