Rozdział 11 / Tom
Słyszałem jedynie głuche bicie zegara w pokoju głównym, gdy otworzyły się drzwi do mieszkania. Wybiła godzina siódma. Dość wcześnie, a jednak przy kuchennym stole już ktoś siedział.
Nie byłem pewny czy chcę teraz rozmawiać, samotność w tej chwili wydawała się lepsza. Trzymając w prawej ręce zimny kawałek metalu przeszedłem cicho, ciemny korytarz i stałem patrząc się na Sarę i Rolba z bezinteresowną miną. Nic nie mówiąca, jak gdyby informacje, które dwie godziny temu dostały się w moje ręce, były kłamstwem. Nie chciałem dać po sobie poznać niczego, co by mogło zepsuć, puki co, nasze relacje.
Sara, razem z Rolbem siedziała przy stole. Przy jego dwóch końcach, z dala od siebie. Z zaspaną miną uśmiechnęła się do mnie, jednak jej mina szybko zrzędła gdy zobaczyła co mam w ręce. Rolb jedynie obrócił się do mnie.
– Czekamy na ciebie – powiedział pokazując ręka wolę krzesło, – Nie było cię w twoim pokoju.
Nie odezwałem się od razu, ale najwyraźniej nie zauważył medalionu bądź dobrze to ukrył. Ja, z ledwością ukrywałem swoją wściekłość. Widziałem w jego oczach znudzenie, nie robił tego bo chciał, lecz musiał. Miał wypisane to teraz na twarzy.
Wyciągnąłem rękę z medalionem przed siebie. Twarz Rolba jednak nie zmieniła się, lecz z dala można było wyczuć jego strach. Sam pchał mi się do nozdrzy. Po woli a jednak z lekkim rozdrażniałem odsunął krzesło, niosąc echo po całym mieszkaniu. Jednak nie podszedł do mnie. Spojrzał jedynie na medalion, później na mnie gdy wybuchł śmiechem, z ledwością go ukrywając.
– Taki sam jak Twój dziadek. – powiedział po pewnym czasie. – Od samego początku miał swoje drogi, o których po dziś, dzień nikt nie ma pojęcia.
Ten strach do medalionu był silniejszy od niego. Stanowczo nie potrafił go tak dobrze zatuszować. Ralvwey potrafił nad nim panować, pokazując twardy wyraz twarzy. Lecz i on miał chwilę słabości, a te momenty – wtedy niedostrzegalne, dziś zdają się wyłożone na tacy.
– Skąd go masz? – to była Sara, podchodząc do mnie i oglądając medalion z bliska.
– Nie mam pewności.
Rolb ruszył się niespokojnie. Idąc w moim kierunku nie spojrzał już na medalion. Wychodząc z kuchni zachował milczenie. Dopiero po chwili, gdy otwierał drzwi swojego pokoju przystanął na chwilę.
– Nie idź jego drogą, bo to samobójstwo. Słuchaj serca – zamknął za sobą drzwi.
Sara spojrzała na mnie, jeszcze nie odgadnioną miną.
– Wiesz co to jest? – zapytała .
– Medalion?
– I to nie byle jaki. – przypatrywała się jedynie – Medalion Panów, ale podobno nosiła go tylko linia Kreewn. – uśmiechnęła się niepewnie – Nie wiadomo jednak na czym polega jego działanie.
Przez chwilę patrzyła się na mnie swoimi małymi oczami, próbując chyba coś że mnie wyczytać.
– Czujesz się inaczej?
– Nie – uśmiechnąłem się
***
Medalion połyskiwał w świetle słońca, które padało na niego przez duże okno. Moje myśli powędrowały jednak w innym kierunku. Miałem wrażenie, że gdzieś już widziałem rycinę danego medalionu. Chyba wczoraj, gdy układałem porozwalane po podłodze książki…
Mimowolnie moje ręce chwyciły jedną z najstarszych ksiąg w tym pokoju. Jej okładka była czarna jak noc. Nie posiadała żadnych tytułów czy napisów. Delikatnie otworzyłem pierwsza stronę, która zawierała obszerny tekst do wstępu dla magii.
Miałem wrażenie, że trzyma się w całości tylko dzięki niej. Część zawartych w niej treści dawno już była wyblakła, a kartki po części porwane lub poplamione. Niektóre z zaklęć na późniejszych stronicach były zamazane, a ich język oprawiony w różne znaczki, był niemożliwy do przeczytania.
Położyłem ją ostrożnie na jedynym stoliczku, usiadłem na starym, drewnianym fotelu i zabrałem się do kartkowania książki. Byłem wręcz pewny, że to owa księga.
Kolejne że stron obejmowały małe zdjęcia żywych, dziwnych zwierząt czy ludzi z obszernymi opisami. Następnie były malowane ręcznie znaki, pisany ręcznie w formie wiersza tekst, jednak w innym języku jak reszta księgi.
Kartkowanie jej zajęło mi dość długą chwilę, poświęciłem jej dłużej niż był chciał. Podobny rysunek medalionu znalazłem dopiero w jej połowie. Kartka wyglądała na nową, jakby ktoś dopiero ją stworzył. Dość ciekawe, biorąc pod uwagę, że reszta miała na oko kilkaset lat. Tekst jednak był także w innym języku. Jednak cały rysunek przedstawiał dokładnie identyczny Medalion.
– Skoro tu jesteście, byście mi pomogli. – powiedziałem sam do siebie, patrząc się na tekst pod ryciną.
– Chcesz to przeczytać? – zaśmiał się jeden z demonów. – Ja bym wolał szukać tej dziewczyny.
– Aby tam dotrzeć muszę poznać siebie.
– Czytaj. – odezwała się kobieta
Tekst nagle się zmienił. Był czytelny, napisany po polsku.
– Symbol noszonych przez Panów w formie medalionu bądź wypalonego na ciele znaku. Jednak Medalion ma szczególną moc. Służy do wzmocnienia swojej linii z pierwotnym.
Pod spodem ktoś dopisał: Krew w śmierci życia, wiąże się z otchłanią bólu.
– Tylko tyle?
– A co byś chciał?
– Więcej informacji.
– Nie ma.
Rozległo się głośnie pukanie do drzwi. Wiedziałem kto w nich będzie stał. Nikt inny jak tylko Sara.
– Wejdź.
Jej oczy były czerwone. Wiedziałem, że ta rozmowa nie będzie należeć do prostych.
– Co się stało?
– Może zacznę od początku. – uśmiechnęła się niepewnie. – Od kiedy poznałeś Nali.
– Dobrze. – Sara usiadła na kacie drewnianego łóżka i zaczęła cicho mówić, łamliwym się głosem.
– Pamiętasz jak pierwszy raz spotkałeś Nali? Była to ciemna noc, pośród starych lasów na polanie? Została zaatakowana przez ludzi Caroowa, a w zasadzie przez jednego, który dowodził kilkoma innym. Morwert. Wtedy udało mu się zbiec, zapewne nie wiedział z kim będzie miał do czynienia. Ale postawiłeś się im i pokazałeś że nie postępujesz jak Kreewn czy Caroow. A Morwert na pewno szybko o tym doniósł do swojego pana. Ja siedziałam w krzakach, schowana. Czekałam na najgorsze nie wiedząc co mam zrobić. Potwornie się bałam, i wtedy pojawiłeś się ty. Później ta próba odblokowania cię. Doprawdy nie wiem, kto za wszelką cenę nie chciał abyś zbyt szybko rozpoczął naukę magii ale musiał być to ktoś naprawdę potężny. Raczej nie był to Caroow. Stawiała bym szybciej na Kreewn’a. Ale jaki byłby wtedy w tym cel? Wiem, że pojawienie się wtedy Caroowa nie było przypadkowe. Bardzo dobrze pamięta Sersusa i pewnie przyszedł sprawdzić czy jego wnuk dorasta mu do pięt. Jeśli idzie wojna, to będzie chciał cię w swoich szeregach, to pewne. Chyba że Kreewn wynurzy się z ukrycia. Od ponad pięćdziesięciu lat nikt go nie widział. Bądź nikt o nim nie chce mówić.
Przerwała na chwilę, by wytrzeć łzy. Nie przerywałem jej. Jedynie wpatrywałem się przed siebie starając się to wszystko zrozumieć. Ręce mi drżały, a serce biło co raz szybciej. Być może uda mi się dowiedzieć i poznać coś więcej niż tylko przypuszczenia. Choć na daną chwilę wiem, że Sara nie opuszczała Nali na krok. Nic co dało mi coś więcej, niż to co już wiem.
– Widziałam jak Nali widzi w tobie bramę do lepszego jutra. – kontynuowała – Zmieniłeś ja. Zaczęła znowu się śmiać i żartować. Gdy tylko odchodziłeś do siebie mówiła tylko o tobie. Ale nie wiem w jaki sposób dowiedziała się, że jesteś zablokowany. Ale ktoś ze starszych mógł jej w tym pomóc albo po prostu improwizowała, widząc jak ciężko to z ciebie wychodzi. A później stało się … – urwała na chwilę – co do Caroowa i Kreewn’a powiedziałam ci wszystko co wiem. Ale jest jeszcze coś. Wedle legendy istnieje Pokój Śmierci. Nie wiadomo gdzie jest ukryty, ale znaleźć mogą go tylko nieliczni. Wielu szukało ale żaden już nigdy nie wrócił. Tylko Martwej Krwi się to udało. Ale to plotki.
– Co jest w tym pokoju? – odezwałem się
– Mówi się, że zamieszkuje tam sam demon. I jak dasz mu dobrą ofertę zrobi dla ciebie wszystko w zamian.
– Zło w czystej postaci.
– Tak. – powiedziała z przerażeniem w głosie – Istnieje jeszcze druga legenda. Dlatego być może Caroow cię chce. Mówi się że gdy trzech się zbierze w odwecie śmierci, z grobu wstanie stary brat demona, by pomścić martwych, co na stosie krzyczeli jego imię. I zdaje się, że tylko Caroow i Kreewn wiedział o kim mowa.
Sara milczała. Kącikiem rękawa wycierała łzy, patrząc się w okno na jezioro.