Rozdział 8 / Tom
Gdy przenieśliśmy się z Trondem przez port, wprost pod drzwi państwa Marder, zajęło mi chwilę zanim na nowo złapałem oddech. Trond zostawił mnie i odszedł, bez jakichkolwiek pytań i odpowiedzi. Zostawiając mnie z tym wszystkim samego.
Zajęło mi to chwilę zanim postanowiłem zapukać w drzwi. To co się przed chwilą stało było dla mnie szokiem. Nie potrafiłem przypomnieć sobie nic, co byłoby związane z moim starym życiem. Wszystkie wspomnienia z tamtym domem znikły.
Drzwi otworzył mi ojciec Sary, Tadeusz.
– Kto tam. – zapytał przez zamknięte drzwi.
– Tom. – odezwałem się.
W drzwiach stał ten sam elf, którego widywałem tutaj codziennie od kilku lat. Nic się nie zmienił. Nadam wyglądał tak samo, ale jego twarz mówiła jedynie o zmartwieniach jakie im przysporzyłem.
– Przepraszam, że tam późno ale nie mam gdzie się udać. – zacząłem.
Marder jedynie uśmiechnął się słabo i gestem zaprosił mnie do środka. Była już późno. Wątpiłem by ktoś prócz Tadeusza był jeszcze na nogach. Zaprowadził mnie do kuchni gdzie jedynie paliło się jasne światło.
Usiadłem wygodnie na jednym z krzeseł przy stole i opowiedziałem wszystko.
– Więc Sersus wrócił. – powiedział bardziej do siebie niż do mnie. – Na pewno, wtedy w tym domu. – przybliżył się do mnie. – Tak między nami. – ściszył głos. – Widziałeś Kreewna. Jestem tego pewny. On jedyny potrafił zmieniać postać.
– W jaki sposób? – powiedziałem.
– Runy . – powiedział cicho. – Znaki anielskie. Ten który masz na ręce jest jednym z nich.
– Co? Dlaczego nikt mi o tym nic nie powiedział?
– I lepiej byś o tym nikomu nie mówił. Runy stworzyć jest bardzo ciężko, Potrzeba naprawdę silnej magii, by coś takiego stworzyć.
– Runy tworzy tylko ktoś o czystej krwi. – zaczął głos w mojej głowie. – Jeśli w jego żyłach płynie krew demona nie stworzy runy.
– To w jaki sposób stworzyłem runę ja?
– Bo masz w sobie coś więcej.
– Anioła. To ciebie widziałem.
Przez chwilę milczałem i wpatrywałem się w pustą przestrzeń za ojcem Sary. Teraz po woli do mnie docierało to kim byłem i co się ze mną działo. Czy Caroow też o tym wiedział? Dlatego chce zwerbować mnie do siebie?
– Komu udało się stworzyć jeszcze ten run? – zapytałem głośno
Przez jakąś chwilę Tadeusz milczał, wpatrując się w moje oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. Intensywnie o czymś milczał.
– Nie wiem czy powinienem ci o tym mówić.
– To był Sersus, prawda?
Elf nie odpowiedział, lecz prawdę widziałem w jego oczach. Bał się jej, jego ręce się trzęsły, które trudno było mu opanować.
– Późno już. – wstał i poprawił po sobie nerwowo krzesło – Czas iść spać. – uśmiech na jego twarzy był sztuczny. – Możesz położyć się w salonie. – spojrzał jeszcze raz na mnie i wszedł z kuchni.
– Kim była ta elfka? – powiedziałem nieco głośniej, nie wstając z krzesła.
– Nie wiem. – głos dochodził już ze schodów. – Nie pomogę Ci Tom.
*
Noc była ciężka. Wstałem wcześnie rano, nie mogąc spać. Gdy wychodziłem z domu panował jeszcze półmrok. Powietrze było rześkie i ciepłe. Wiedziałem, w którym kierunku mam iść. Musiałem po raz ostatni zobaczyć i pożegnać się z Nali.
– Wiedziałem gdzie cie znajdę. – powiedział Gregory Ralwey. – Długo tu już siedzisz? – przysiadł się do mnie.
– Nie wiem. Słońce już wysoko.
Zapadła na chwilę cisza. Widziałem jak Ralwey patrzy się na mnie swoimi starymi oczami. Badał mnie, widziałem to.
– Musisz podjąć naukę. – zaczął. – Tam gdzie wyruszycie będzie wiele wspaniałych profesorów. – uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. – Nie mów jednak im zbyt wiele. Nie ufaj nikomu.
– Dobrze. – kiwnąłem głową.
– Słyszałem co się stało przed twoim domem. – zamilkł na chwilę. – Przykro mi, że straciłeś wszystkie wspomnienia związane z tym domem.
– A mi nie. – podniosłem głos, wstając. – Byłem tam poniżany i gnębiony. – usiadłem z powrotem. – Bynajmniej tak mi się wydaje.
– Wiesz kto to mógł być? – zapytał Ralwey.
– Nie. – odpowiedziałem od razu. – Ale Trond mówił, że tylko Sersus potrafił coś takiego stworzyć.
– Tak. Ale jego nie widziano od lat. Jeśli to on. – spojrzał mi w oczy. – Lepiej będzie byś nauczył się na czym polega magia Panów.
– Będzie chciał mnie zabić? – moje myśli aż tak na daną chwilę nie wędrowały, ale chciałem to widzieć, co mi grozi.
– Nie, ale jego cele są niejasne.
Wstał i rozejrzał się dookoła.
– Pociąg odjeżdża po południu. Bądź gotów przed domem państwa Marder. – powiedział i odszedł.